Droga krzyżowa-autobusowa

Tak, to była moja pierwsza, osobista droga krzyżowa!! To co myślałam, że było już moim najgorszym doświadczeniem tutaj odeszło całkowicie na ostatni plan. Najgorsza z najgorszych podróż autobusem. A najśmieszniejsze, że tak planowałam swój objazd po Birmie żeby uniknąć najtrudniejszych tras. No i znalazłam się w najgorszym autobusie ever przemierzającym najgorszą z możliwych dróg. Ot taka ironia losu!!

Nie wiedzieć czemu Birmańskie autobusy zazwyczaj wyruszają w drogę o cudacznych godzinach. Np. o 4 lub 5 rano lub „nocne” autobusy wyjeżdżając o 2 po południu i kończą swoją trasę o 2 w nocy!!! Czy naprawdę nie można byłoby wyjechać kilka godzin później by dojechać na miejsce o LUDZKIEJ godzinie??? Przysięgam – zero logiki.

Mi właśnie przypadło w udziale wyjechać o 4tej!!! Kurwa mać, kto o tej porze wstaje??!! O 4tej autobus odjeżdżał, co oznaczało, że pół godziny wcześniej musiałam czekać przed hotelem. No więc czekałam, ja i kilka innych osób. Mieliśmy inne wyjście??

Przyjechało coś, co mogło wielkością przypominać VW „ogórka” i wyglądało jak autobus dla krasnoludków. Początkowo myśleliśmy, że to tylko coś co ma nas przewieźć na dworzec, skąd wyruszy PRAWDZIWY autobus. Nie mogliśmy się bardziej przeliczyć!! Tą małą karykaturą mieliśmy jechać całą drogę. TEORETYCZNIE na każdym siedzeniu, które przy okazji było twarde jak kawał deski, miały siedzieć 2 osoby. Przysięgam nie wiem jak oni to chcieli osiągnąć!! Nawet dla lokalsów to było trudne, ale niby jak 2 europejczyków miałoby się tam zmieścić, naprawdę nie mam pojęcia. Więc nie zważając na pokrzykiwania i wskazówki kierowcy i jego asystenta po prostu rozsiedliśmy się każdy na swojej ławce. Osobiście przysięgam, miałam w dupie czy ktoś się zmieści obok mnie czy nie. Jeśli kurna nie wiedzą jak mogą wyglądać turyści to nich nie sprzedają biletów!! Za które jestem pewna zapłaciliśmy co najmniej 2 razy wiecej niż lokalsi!!

Decydując się na ta trasę, najbardziej się bałam upału i braku klimy!! Co okazało się naprawdę najmniejszym zmartwieniem. Pojazd (którego niestety nie da się nazwać autobusem) był tak niewygodny, czego opisać się nie da, a droga która przemierzaliśmy jest chyba najgorszą na świecie!! Czasem jest, czasem nie ma. W głównej mierze przypomina coś w rodzaju wyjeżdżonych przez koparkę dróg na raczej małej budowie w Polsce. Przy większych budowach „wyjeżdżone” szlaki są na pewno lepsze niż tutejsze drogi. Jak już jest jakiś pseudo asfalt to dziurawy jak ser szwajcarski, co skutkuje obolałym tyłkiem i guzami na głowie!! Istna masakra!! I tak kilkanaście godzin!!!! Po czym okazało się, że mieliśmy naprawdę „szczęście”. Jak się dowiedzieliśmy od innych robiących taka samą trasę, deszcz uniemożliwia całkowicie przejechanie niektórych fragmentów, czego z braku deszczu tego dnia na szczęście nie doświadczyliśmy. Inni musieli czekać kilka godzin na ustanie opadów. Ominęły nas też takie atrakcje, jak drzewa blokujące przejazd, które trzeba było porąbać, żeby zrobić przejazd. Podejrzewam, że łopata i siekiera to standardowe wyposażenie. Dla lokalsów wszystko było w najlepszym porządku, oczywiście. Tylko nasze białe tyłki są za bardzo delikatne 😛

Jedna odpowiedź

  1. …… bezcenne, za wszystko inne zapłacisz kartą MC.
    No i wnukom będzie o czym opowiadać.
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz