Home sweet home

Jak tylko wyszłam z samolotu na lotnisku Indiry Ghandi w Delhi poczułam się jak w domu. Wszystko jest takie znajome… Nawet zazwyczaj koszmarny Pahar Ganj wydał mi się całkiem przyjazny. Tak przy okazji to się zmienił nie do poznania. Odremontowany, zniknęły spadające cegłówki i pojawiła się nowa nawierzchnia!! Aż niewiarygodne że dokonali takiego cudu w niecałe kilka miesięcy!!!

No ale Delhi to tylko krótki i przymusowy przystanek do mojego PRAWDZIWEGO drugiego domu!!! Przespałam się, pozałatwiałam co trzeba i siup do autobusu jadącego do Mcleodganj!!!

Nawet sobie nie wyobrażacie jak byłam podekscytowana!! Droga była koszmarna, oka nie zmrużyłam całą noc, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało, bo wiedziałam gdzie zmierzam. W autobusie spotkałam super ludzi, ale nie wiem jak oni ze mną wytrzymali. Cały czas nawijałam jakie to Mcleod jest wspaniałe. Ja chyba na ich miejscu na przekór bym tu nie została 😛 Ale jakoś im to nie przeszkadzało i zostali ze mną 

Gdy tylko wysiadłam z autobusu poczułam, że to właśnie to. Na to czekałam tyle czasu. Znalazłam szybko jakieś lokum i od razu wyruszyłam na „miasto”. Nawet przez myśl mi nie przeszło żeby iść spać!!

Nie zdawałam sobie sprawy, że tylu ludzi mnie tu pamięta!! Idąc ulicami (no ok. dużo ich tu nie ma 😛 ) co chwila ktoś mnie pozdrawiał, zatrzymywał, niby obcy ludzie ale prawie jak rodzina 

Ale…. Najważniejszy oczywiście był moment gdy poszłam odwiedzić dzieciaki!!! Warto było tyle czekać i wrócić do nich. Przysięgam na wszystko, że absolutnie nie spodziewałam się, że te maluchy mogą mnie pamiętać. Nie doceniłam ich. Jak tylko mnie zobaczyły po prostu oblepiły mnie jak mrówki łyżkę miodu!! Jakie to było cudowne uczucie nie muszę chyba dodawać.

Teraz jeszcze nie zaczynam pracy. Kilka dni odpoczynku i aklimatyzacji do chłodnego klimatu. Potem krótka wizyta w Varanasi i wtedy wszystko się tak naprawdę zacznie.

Dodaj komentarz