Tysiące świątyń Bagan

Bagan

Bagan

Droga z drugiego największego miasta Birmy do jego NAJWIĘKSZEJ atrakcji turystycznej, była kolejną drogą przez mękę!! Autobus do najwygodniejszych oczywiście nie należał, z plastikowymi siedzeniami do których wszystko się kleiło, z pseudo klimą, która działała tylko jak miała kaprys a wredny asystent kierowcy ciągle kazał zamykać mi okno, bo przecież w środku jest KLIMA!!!! FAK JU!! I tak otwierałam okno jak nie widział! Ale to w sumie nie najgorsze było! W przeddzień musiało nieźle napadać bo od czasu do czasu drogę (jeśli takowa właśnie była) przecinały rwące rzeki!! Motory i samochody osobowe oczywiście nie miały szans na przeprawienie się, niektóre większe pick-up’y były przeciągane linami a kierowca autobusu po konsultacjach ze wszystkimi na około ostatecznie zawsze decydował się przejeżdżać. Z sukcesem, ale wszystko to razem wydłużyło naszą i tak na maxa nużącą podróż o kolejne kilka godzin!!

Za każdym razem, zawsze „podziwiam” lokalsów jak oni znoszą podróże… właściwie ma to miejsce w całej Azji. Im nie przeszkadza po prostu NIC!!!!!!!!!!! Nigdy o nic nie proszą, znosząc niewygody jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie. Nigdy nie skarżą się że jest za gorąco, mimo że pot spływa im z czoła. Jak nie można otworzyć okna to nie można i już!! Nigdy nie poproszą o zmniejszenie nawiewu klimy, gdy trzęsą się z zimna. Nigdy nie przesiądą się na inne siedzenie niż wymienione na bilecie, choćby wszystkie inne miejsca były wolne a oni musieli gnieździć się ze współpasażerem na małej przestrzeni!! Serio, nie kumam. Ja i pewnie większość innych „zachodnich” turystów zawsze idzie przynajmniej spróbować poprawić swój podróżniczy los. Lokalsi – nigdy!! Taka mentalność potulności i uległości. Czyżby wciąż dawały znać o sobie lata podporządkowania kolonialistom, czy taka już mentalność „wszystko mi jedno”?

W każdym razie po podróży dłuższej niż wcześniej zakładałam, co już w zasadzie w Birmie mnie aż tak nie dziwi, choć czasem wkurwia, dotarłam do Bagan. Lało jak z cebra, ciemno jak w dupie, wszędzie błoto po kostki… ot mekka turystów w Birmie 😛

Zaraz po przyjeździe spotkałam holenderską parkę, która przyleciała do Birmy tym samym samolotem co ja, tak więc z nimi spędziłam następne dni zwiedzając okoliczne atrakcje. Na szczęście następnego dnia deszcz jakby tylko popróbował pokropić i chyba się znudził.. Ale i tak podczas mojego pobytu cały czas było pochmurnie i wilgotno, a potem i tak zaczęło lać tak więc ze spektakularnych wschodów i zachodów słońca nici!! Z jednej strony niezła wymówka, żeby nie wstawać skoro świt hahaha.

Bagan okazało się rzeczywiście miejsce wyjątkowym. Tysiące świątyń podziwianych ze szczytu jednej z nich robi naprawdę piorunujące wrażenie. Chciałoby się tam po prostu usiąść i siedzieć i patrzyć i patrzyć i patrzyć…. Co prawda po bliższym przyjrzeniu każda ze świątyń tez jest taka sama ( 😛 ) ale tu chodzi o całość. Całość jest ABSOLUTNIE piękna. Zrobiła na mnie dużo większe wrażenie niż np. cały kompleks Angkor Wat. Jedne co niewątpliwie łączy oba miejsca jest obecność dzieciaków, które za jednego dolca próbują opchnąć pocztówki. Na szczycie jednej ze świątyń zaczęły do mnie mówić po polsku!!! „jesteś piękna, kup pocztówki, nie drogo, tysiąc”!! Nauczyłam ich kolejnego zwrotu: „nie mam pieniędzy” 😛

A propos Polski… W Bagan spotkałam niewiarygodnie dużo polskich turystów. Podczas mojej podróży naprawdę nie spotykam ich zbyt wielu, ale tutaj okazaliśmy się jakąś „plagą” 🙂

Bagan

Bagan

Bagan

Bagan

Bagan

Bagan