Inle Lake

Po naprawdę wyczerpującej podróży dotarłam nad jezioro Inle i już tu zostałam do końca mojego pobytu. I tu w końcu zaczęłam bardziej lubić Birmę. Zazwyczaj tak to jest, że cały czas kręcisz nosem, a jak zbliża się pora wyjazdu to chcesz zostać dłużej 😛 człowiekowi nie dogodzisz !! Mając kilka dni mogłam „zaliczyć” jeszcze jakąś dodatkową atrakcję. Ale nie na zaliczaniu to polega więc po prostu tam się „zasiedziałam”, jeśli tak można nazwać taki 4 dniowy pobyt. Więc przejażdżki po jeziorze, wycieczki rowerowe spacery… total luz. I znów spotkałam tych samych chłopaków z PL 🙂 śledzą mnie 😛

Inle Lake

Inle Lake

Market, Inle Lake

Market, Inle Lake

Market, Inle Lake

Market, Inle Lake

Market, Inle Lake

Market, Inle Lake

Nyaungshwe

Nyaungshwe

Nyaungshwe

Nyaungshwe

Nyaungshwe

Tysiące świątyń Bagan

Bagan

Bagan

Droga z drugiego największego miasta Birmy do jego NAJWIĘKSZEJ atrakcji turystycznej, była kolejną drogą przez mękę!! Autobus do najwygodniejszych oczywiście nie należał, z plastikowymi siedzeniami do których wszystko się kleiło, z pseudo klimą, która działała tylko jak miała kaprys a wredny asystent kierowcy ciągle kazał zamykać mi okno, bo przecież w środku jest KLIMA!!!! FAK JU!! I tak otwierałam okno jak nie widział! Ale to w sumie nie najgorsze było! W przeddzień musiało nieźle napadać bo od czasu do czasu drogę (jeśli takowa właśnie była) przecinały rwące rzeki!! Motory i samochody osobowe oczywiście nie miały szans na przeprawienie się, niektóre większe pick-up’y były przeciągane linami a kierowca autobusu po konsultacjach ze wszystkimi na około ostatecznie zawsze decydował się przejeżdżać. Z sukcesem, ale wszystko to razem wydłużyło naszą i tak na maxa nużącą podróż o kolejne kilka godzin!!

Za każdym razem, zawsze „podziwiam” lokalsów jak oni znoszą podróże… właściwie ma to miejsce w całej Azji. Im nie przeszkadza po prostu NIC!!!!!!!!!!! Nigdy o nic nie proszą, znosząc niewygody jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie. Nigdy nie skarżą się że jest za gorąco, mimo że pot spływa im z czoła. Jak nie można otworzyć okna to nie można i już!! Nigdy nie poproszą o zmniejszenie nawiewu klimy, gdy trzęsą się z zimna. Nigdy nie przesiądą się na inne siedzenie niż wymienione na bilecie, choćby wszystkie inne miejsca były wolne a oni musieli gnieździć się ze współpasażerem na małej przestrzeni!! Serio, nie kumam. Ja i pewnie większość innych „zachodnich” turystów zawsze idzie przynajmniej spróbować poprawić swój podróżniczy los. Lokalsi – nigdy!! Taka mentalność potulności i uległości. Czyżby wciąż dawały znać o sobie lata podporządkowania kolonialistom, czy taka już mentalność „wszystko mi jedno”?

W każdym razie po podróży dłuższej niż wcześniej zakładałam, co już w zasadzie w Birmie mnie aż tak nie dziwi, choć czasem wkurwia, dotarłam do Bagan. Lało jak z cebra, ciemno jak w dupie, wszędzie błoto po kostki… ot mekka turystów w Birmie 😛

Zaraz po przyjeździe spotkałam holenderską parkę, która przyleciała do Birmy tym samym samolotem co ja, tak więc z nimi spędziłam następne dni zwiedzając okoliczne atrakcje. Na szczęście następnego dnia deszcz jakby tylko popróbował pokropić i chyba się znudził.. Ale i tak podczas mojego pobytu cały czas było pochmurnie i wilgotno, a potem i tak zaczęło lać tak więc ze spektakularnych wschodów i zachodów słońca nici!! Z jednej strony niezła wymówka, żeby nie wstawać skoro świt hahaha.

Bagan okazało się rzeczywiście miejsce wyjątkowym. Tysiące świątyń podziwianych ze szczytu jednej z nich robi naprawdę piorunujące wrażenie. Chciałoby się tam po prostu usiąść i siedzieć i patrzyć i patrzyć i patrzyć…. Co prawda po bliższym przyjrzeniu każda ze świątyń tez jest taka sama ( 😛 ) ale tu chodzi o całość. Całość jest ABSOLUTNIE piękna. Zrobiła na mnie dużo większe wrażenie niż np. cały kompleks Angkor Wat. Jedne co niewątpliwie łączy oba miejsca jest obecność dzieciaków, które za jednego dolca próbują opchnąć pocztówki. Na szczycie jednej ze świątyń zaczęły do mnie mówić po polsku!!! „jesteś piękna, kup pocztówki, nie drogo, tysiąc”!! Nauczyłam ich kolejnego zwrotu: „nie mam pieniędzy” 😛

A propos Polski… W Bagan spotkałam niewiarygodnie dużo polskich turystów. Podczas mojej podróży naprawdę nie spotykam ich zbyt wielu, ale tutaj okazaliśmy się jakąś „plagą” 🙂

Bagan

Bagan

Bagan

Bagan

Bagan

Bagan

Przystanek Hsipaw

To był rzeczywiście PRZYSTANEK. Po mojemu ulubionemu – porobiłam NIC. Z dnia na dzień robie się bardziej leniwa i nic mi się nie chce zwiedzać. Chyba mam już lekki przesyt Azji. Bo czy nie każdy wodospad jest taki sam, jedna pagoda podobna do drugiej, na wszystkich rynkach sprzedaje się to samo a ryż wszędzie smakuje identycznie??

No ale póki co właśnie tu podobało mi się najbardziej. Malutka wioska, która można obejść w niespełna godzinę. Gdzie nikt się nie śpieszy, nie zachęca do kupienia niczego. Można się totalnie wyluzować. Co też oczywiście niezwłocznie uczyniłam. W całej wiosce było tylko 2 turystów: ja i jakiś młody, dziwny Angol. Tylko my biali we wsi, ale oczywiście musiało się okazać, że mieszkamy drzwi w drzwi w tym samym hotelu, który poza nami świecił pustkami!! Co byłoby w zasadzie obojętne, gdyby nie to ze pierwszej nocy angol dostał takiego ataku kichania, które wyrwało mnie ze snu. Na początku się wkurwiałam że nie mogę spać, po tem skręcałam się ze śmiechu jak między dwudziestym a trzydziestym kichnięciem leciały „faki”, „szity” i inne. Trochę się obawiałam, że nabijając się z niego sama na drugi dzień dostane ataku, ale jakoś się obeszło 😛

W każdym razie w Hsipaw, lwią część czasu spędziłam na tarasie hotelowym zaczytując się we w końcu dorwanej (i to po polsku!!) pierwszej części trylogii Larssona!! Rzeczywiście to prawda co o niej mówią – nie można się oderwać!! Podejrzewam, że siedziałabym w tym samym hotelu aż ją skończę. Na szczęście (a może nieszczęście??) czyta się to migiem i jak tylko skończyłam, wyjechałam stamtąd. Wypoczęta i gotowa stawić czoło podróży w tym dziwnym kraju.

A tu potrzeba mieć masę cierpliwości. Szczególnie przemieszczając się z jednego miejsca na drugie!! Wcześniej myślałam że w Indiach drogi są straszne… ale nawet te zniszczone przez coroczny monsun są o niebo lepsze od birmańskich. Z tego prostego powodu, że po prostu SĄ!!! w Birmie droga jest a za chwile jej nie ma. Wracając z Hsipaw do Mandalay mieliśmy przymusowy przystanek… na wyjęcie przedniej szyby autobusu!! Była pęknięta (nie takie pęknięcia szyby widziałam już i jakoś dało się z nimi jeździć) i bezpieczniej było jechać bez szyby niż z pękniętą!! Wyjęcie jej zajęło jakąś godzinę, a na miejsce przyjechaliśmy o dziwo przed czasem!! Więc brak szyby wcale nie spowolnił jazdy, a wręcz przeciwnie dosłownie nabraliśmy wiatru w skrzydła 😛

Hsipaw

Hsipaw morning market

Hsipaw morning market

A takie tam drobne zakupy dla domu:
Hsipaw morning market

Money, money money

Wszyscy maja tu fioła na punkcie zupełnie nowych dolców, za które można kupić lokalną walutę!!! Każdy turysta jak z obsesją pilnuje żeby żaden banknot się nie zagiął, nie pofalował albo żeby nie daj boże nie dostać reszty z popisanym banknotem. Kasę trzyma się tu zamiast w portfelu, w grubych książkach… a kasy tu troche trzeba przywieźć ze sobą – w całym kraju nie ma anie jednego bankomatu!!!

Przy każdej płatności wszystkie banknoty oglądane są pięćdziesiąt razy z każdej strony zanim zostaną zaakceptowane. Czy nie miał prawa mnie szlag trafić gdy wymieniałam kasę, a koleś dokładnie sprawdził banknot który mu podałam i zaraz po tym perfidnie mi na oczach zgiął i schował do kieszeni!!!?? Więc mam taką teorię – oni to robią by mieć się z czego nabijać. Nie mogą wyjeżdżać z kraju, to chociaż pokręcą sobie bekę z turystów 🙂

Birma, Yangon

No i stało się – jestem w Birmie. Póki co jeszcze nie zdążyłam dobrze jej poczuć, ale już widać jak inna jest od reszty azjatyckich krajów, w których byłam…. Od wszystkich krajów, w których byłam w zasadzie!

Lotnisko, może nie najmniejsze na świecie, ale najmniejsze jakie widziałam. Oprócz samolotu, którym przyleciałam parkowały tam jeszcze całe 3 … ogrodzone połamanym płotem wcale nie świadczyło o tym, że właśnie przylecieliśmy do kraju rządzonego przez wojskowy reżim!!

Potem kilka razy sprawdzany paszport, panie urzędniczki w spódnicach do kolan i czarnych, grubych skarpetach do kostek i pierwszy raz w życiu ktoś czekający na mnie z kartką z moim imieniem 🙂 Co prawda byłam dla nich Ms MAGDALALENA, ale zawsze to cos! żałuję, że nie zdążyłam zrobić zdjęcia, taka okazja może się już nie powtórzyć!

Lotnisko w stolicy kraju, jedna taśma podająca bagaże oraz kibel z dziurą w podłodze ale za to na fotokomórke 🙂 sikasz i woda sama się spłukuje!! Ciekawe czyja to była fantazja…. Może syn jakiegoś generała handluje fotokomórkami

Po pierwszych obserwacjach mam wrażenie, że ktoś kto tu zarządza działa wg strategii: zobaczmy jak coś się robi w bogatszych krajach i zróbmy na odwrót. Dlatego zapewne obowiązuje tu ruch prawostronny a i kierownice są po prawej stronie (do wyprzedzania zapewne podchodzą w jakiś przedziwny sposób, ale pewnie to jeszcze odkryję). Szlabany zamiast po prostu być uniesione do góry, gdy pociąg nie jedzie i opuszczane gdy się zbliża, są cały czas opuszczone, ale zagradzając drogę ewentualnie nadjeżdżającemu pociągowi. Biura sprzedające bilety autobusowe należy jak najlepiej ukryć, żeby potencjalny klient miał problemy z ich znalezieniem i przypadkiem nie kupił biletu. No i kto mógł wymyślić, żeby dworce autobusowe ulokować godzinę drogi od miasta??!!

Ale póki co wszystkie to niedorzeczności rekompensuje życzliwość ludzi. Zanim tu przyjechałam już słyszałam legendy o miejscowej ludności. I rzeczywiście są wyjątkowi. Tak miłych i uczciwych ludzi długo by szukać. Pierwszy raz byłam świadkiem gdy ktoś dostając napiwek pytał się czy oby dobrze wyliczono kwotę, bo coś mu za dużo. Gdy nie mają jak wydać reszty wolą wziąć mniej, niż za dużo!! Ale nie chwal dnia… podsumuje się przy wyjeździe…

Shwedagon Paya, Yangon

Shwedagon Paya, Yangon

Shwedagon Paya, Yangon

Gdy usiądziesz wewnątrz gwiazdy i wypowiesz życzenie, ponoć ma się spełnić. Długo tam siedziałam, oj długo 🙂

Shwedagon Paya, Yangon

Shwedagon Paya, Yangon

Yangon, tea shop

Yangon

Yangon, tea shop

Yangon

Yangon

Yangon

Making betel